- Gdzie on jest?! Gdzie jest ten gówniarz?! - trzask drzwi wejściowych i krzyk upitego ojca rozniósł się echem po całym domu.
Justin siedział skulony wiedząc co zaraz się stanie. Słyszał ciężkie kroki które z każdą sekundą były coraz bliżej jego pokoju. Podnosząc głowę odsunął się tak daleko aż jego plecy uderzyły o ścianę za nim. Gałka u drzwi przekręciła się z rozmachem a drzwi zostały pchnięte z taką siłą że mało co nie wyleciały z zawiasów. Zataczający się Jeremy Bieber podążał ku wystraszonemu szesnastolatkowi, gdy był już na tyle blisko chłopca złapał go za kołnierz jego koszulki i podniósł ku górze tak ze tylko koniuszki jego palców dotykały paneli.
- To wszystko przez ciebie, przez ciebie zginął Jaxon. - pięść wymierzona w twarz chłopaka wydała charakterystyczny dla uszu dźwięk. - Gdyby nie ty on nadal by tu był. - Justin został brutalnie uderzony o podłogę, z taką siłą że niemal usłyszał jak jego kości łamią się. - To ty! Ty powinieneś był wtedy zginąć, nie on! Ty! Nie Jaxon! - wymierzając kopniaka w brzuch i tak zwijającego się z bólu chłopaka ojciec nie zaprzestawał swoich czynów. - Jesteś jednym wielkim kawałkiem gówna, byłeś jesteś i będziesz pomyłką do końca twego zasranego życia! - Kolejny cios, kolejny ból zadany przez ojca sprawiał że chłopak chciał umrzeć, nic nie miało dla niego sensu. Z każdym kolejny słowem ojca chłopak wiedział że on ma rację. To jego wina, to on powinien wtedy zginąć, nie Jaxon. Rzeczy dziejące się w pokoju chłopaka pozostawały tajemnicą dla wszystkich, nikt nie wiedział co się tam działo, oprócz jednej osoby, małej dziewczynki stojącej u progu wejścia do pokoju Justina. Jazmyn Bieber stała patrząc się na rozgrywającą się scenę przed jej oczami, przytulała do siebie pluszowego króliczka i cicho płacząc błagała ojca aby przestał. Patrzyła jak kolejne siniaki na ciele jej brata pojawiają się w dużych ilościach, a kości pękają pod silnymi uderzeniami ojca. Starszy brat nie chciał pokazać dziewczynce że cierpi, krew była widoczna na całym jego ciele, jednak nie chciał żeby jego siostra wiedziała jaki ból mu to sprawia, nie tylko czyny ale i słowa.
Ojciec na dziś zakończył swoje znęcanie się nad synem, jednak to nie był jeszcze koniec i oboje o tym wiedzieli. Przeszedł obok zalanej łzami dziewczynki która od razu rzuciła się na pomoc bratu. Klęknęła przed nim chcąc mu w jakikolwiek sposób pomóc. Justin leżał jednak na podłodze pobity do tego stopnia że nie dał rady nawet się podnieść, ból przeszywał całe jego ciało.
-Justin? Justin, proszę powiedz coś. - łkała przytulając się do brata.
Cicho jęcząc chłopak przyciągną do siebie Jazmyn.
-Nic mi nie jest księżniczko, wszystko jest w porządku, nie martw się. - ucałował jej czółko po czym starał się podnieść o własnych siłach, co nie przychodziło mu łatwo.
Potrząsając głową Justin starał się odgonić wszystkie złe wspomnienia które wracały do niego niczym bumerang. Tamte lata były najgorsze w jego życiu, codzienne oglądanie pijanego ojca który znęcał się nad nim. Dzieciństwo jego jaki i jego siostry było istnym horrorem. Szedł przed siebie a wiatr rozwiewał kosmyki jego włosów, była chłodna zimowa noc, jednak Justin Bieber szedł ulicami Stratford nie patrząc na to która jest godzina. Skręcając uliczkami aż dotarł do miejsca do którego zmierzał. Pchając wielkie metalowe drzwi które zaskrzypiały otwierając się wszedł do wielkiego magazynu. Rozglądając się dookoła przypomniał sobie wszystkie chwile które tu spędził, to tutaj wszystko się zaczęło. Charakterystyczny dla niego zapach benzyny i pleśni dostał się do nozdrzy chłopaka. Wszystko wyglądało tutaj dokładnie tak jak kiedyś, może z wyjątkiem tego że czas zrobił swoje, a przedtem i tak już stare ściany są teraz w wiele gorszym stanie. Szedł powoli przed siebie spoglądając na wszystko wkoło niego. Nie przyjechał do Stratford z byle jakiego powodu, potrzebował czegoś, a to mógł mu dostarczyć tylko jeden człowiek.
Thomas szedł przed siebie dumnym krokiem patrząc na stojącego tyłem do niego chłopaka.
-Bieber, co cię tu sprowadza? Dużo czasu cię tu nie było. - staną za chłopakiem w tym samym czasie wypuszczając dym z ust.
Justin odwrócił się spoglądając na średniego wzrostu mężczyznę pokrytego tatuażami, był on koło czterdziestki.
-Nie zadzwoniłem do ciebie z byle jakiego powodu Tom, wiesz czego potrzebuję. - zaśmiał się ochryple podchodząc bliżej mężczyzny. - Nie przyjechałbym tu z byle bzdety. Masz to o co cię prosiłem?
Mężczyzna zgniótł peta podeszwą buta po czym kiwną w stronę chłopaka aby ten poszedł za nim. Gdy tylko wyszli na zewnątrz zimny wiatr owiał ich twarze. Podchodząc Thomas wyją z bagażnika swojego jeepa dużą torbę.
-To co zwykle Bieber. - rzucił torbę pod nogi chłopaka.
Bieber kucnął nad torbą po czym rozsuwając zamek sprawdził czy wszystko co chciał jest w środku. Gdy zobaczył że wszystko jest zasuną torbę z powrotem podnosząc z ziemi. Z kieszeni wyją plik banknotów po czym podał go mężczyźnie.
-Miło robi się z tobą interesy. - rzucił po czym odwrócił się na piętach i ruszył z powrotem.
Tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego chłopak wyjechał do Nowego Jorku, krążył różne plotki jednak nikt tak naprawdę nie znał prawdy, tylko on sam.
~.~
-Kope lat bracie. - przyciągając blondyna w męski uścisku Justin przywitał się z przyjacielem.
-Co cię tu sprowadza Bieber? - błękitne tęczówki Roya świdrowały Justina.
-Wiesz, miałem tutaj pare niedokończonych spraw, postanowiłem że cię odwiedzę przy okazji.
-Dobra stary, skoro już tu jesteś chodźmy się zabawić. - wyszczerzył się łapiąc za szyję Justina i ciągnąc go w stronę swojego samochodu.Thomas szedł przed siebie dumnym krokiem patrząc na stojącego tyłem do niego chłopaka.
-Bieber, co cię tu sprowadza? Dużo czasu cię tu nie było. - staną za chłopakiem w tym samym czasie wypuszczając dym z ust.
Justin odwrócił się spoglądając na średniego wzrostu mężczyznę pokrytego tatuażami, był on koło czterdziestki.
-Nie zadzwoniłem do ciebie z byle jakiego powodu Tom, wiesz czego potrzebuję. - zaśmiał się ochryple podchodząc bliżej mężczyzny. - Nie przyjechałbym tu z byle bzdety. Masz to o co cię prosiłem?
Mężczyzna zgniótł peta podeszwą buta po czym kiwną w stronę chłopaka aby ten poszedł za nim. Gdy tylko wyszli na zewnątrz zimny wiatr owiał ich twarze. Podchodząc Thomas wyją z bagażnika swojego jeepa dużą torbę.
-To co zwykle Bieber. - rzucił torbę pod nogi chłopaka.
Bieber kucnął nad torbą po czym rozsuwając zamek sprawdził czy wszystko co chciał jest w środku. Gdy zobaczył że wszystko jest zasuną torbę z powrotem podnosząc z ziemi. Z kieszeni wyją plik banknotów po czym podał go mężczyźnie.
-Miło robi się z tobą interesy. - rzucił po czym odwrócił się na piętach i ruszył z powrotem.
Tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego chłopak wyjechał do Nowego Jorku, krążył różne plotki jednak nikt tak naprawdę nie znał prawdy, tylko on sam.
~.~
-Kope lat bracie. - przyciągając blondyna w męski uścisku Justin przywitał się z przyjacielem.
-Co cię tu sprowadza Bieber? - błękitne tęczówki Roya świdrowały Justina.
-Wiesz, miałem tutaj pare niedokończonych spraw, postanowiłem że cię odwiedzę przy okazji.
-Jak za dawnych czasów. - chłopak zaśmiał się wsiadając do samochodu.
Roy Harper nigdy nie był fanem wolnej jazdy według przepisów, więc po pięciu minutach byli już na miejscu. Zapach alkoholu i nikotyny dotarł do nozdrzy Biebera, zaciągając się nim wiedział że jest we właściwym miejscu. Obaj szli przed siebie w stronę tłumu.
-Yo! Ludzie patrzcie kto raczył zaszczycić nas swoją obecnością! - krzykną w ich stronę wskazując na Justina.
Ludzie odwrócili się w stronę z którego dochodził głos od razu szeroko się uśmiechając i pokrzykując. Doskonali znali tą osobę, dziewczyny zawsze dawały się zaciągać do łóżka, wiedziały że nie jest to gość który bawi się w związki, jednak coś je do niego ciągnęło. Może to że zawsze miał sekrety? Wszyscy mieli do niego respekt, wiedzieli że jest nieobliczalny i nie ma skrupułów.
-Tęskniłem za tym. - rzucił do Harpera idąc przed siebie.Roy tylko kiwną głową wiedząc o co chodzi.
-To co Bieber, może wyścig? - zaproponował blondyn podnosząc brwi - Jak za starych dobry czasów.
-Jak za starych dobrych czasów. - powtórzył szeroko się uśmiechając.
-Archie podstaw wozy! - powiedział do innego kolesia klepiąc go po plecach.
Po chwili dwa czarne mustangi podjechały na linie startu. Obaj kierowcy zaciągnęli się ostatni raz swoimi jointami po czym wyrzucili je przez otwarte okna dając sobie wzajemnie znak że są gotowi. Dziewczyna o kruczoczarnych włosach sięgających do pasa wyszła przed oba auta unosząc do góry lśniący pistolet. Po pare sekundach rozległ się strzał a oba wozy wystrzeliły do przodu pozostawiając za sobą jedynie kłęby dymu.
-Dałem ci fory. - zaśmiał się Justin dając przyjacielowi kuksańca w bok.
-Wmawiaj sobie. - Roy nie pozostawał dłużny i oddał Bieberowi. - To co idziemy się teraz zalać w trupa? - zaproponował.
-Nie mogę, muszę już wracać. Przyjechałem tu tylko żeby coś załatwić. - odpowiedział tym czasem otwierając SUV'a.
-W takim razie wpadaj częściej, kto wie może i ja cię kiedyś odwiedzę. Zobaczę jak się urządziłeś w wielkim mieście. - zaśmiał się.
-Do zobaczenia bracie. - odpowiedział po czym zatrzasną za sobą drzwi samochodu, po czym odpalając silnik ruszył w drogę powrotną.
Chłopak miał obmyślany dokładnie cały plan oraz strategię. Wiedział czego chce i do czego dąży. Każdy jego ruch był dokładnie przemyślany, a on sam potrafił doskonale manipulować i oszukiwać nawet najbliższe mu osoby. Był niczym socjopata.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak widzicie dowiedzieliście się czego o przeszłości Justina jak i o nim samym. Mam nadzieję ze rozdział się podobał i zachęcam do komentowania, to bardzo motywuje.