piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 32

Od naszego rozstania miną już tydzień, mogę szczerze przyznać że to był najgorszy tydzień mojego życia. Prawie nic nie jadłam, wychodziłam do szkoły ale nigdy do niej nie docierałam, w tym czasie szwędałam się po różnych zakamarkach Nowego Jorku, najczęściej przesiadywałam w central parku tak jak robie to teraz. Usiadłam na ławce na której mam wrażenie nie siedział już nikt od wieków, na oparciu były wyskrobane inicjały a wokół nich było serce. Samo patrzenie na to spowodowało że miałam łzy w oczach. Spędziliśmy z Justinem tyle wspaniałych chwil, a on tak po prostu odszedł ode mnie, odszedł i już nie wróci. Z moich ust wydobywa się zduszony szloch, podciągam kolana pod brodę i cicho płaczę otulając się przydużym swetrem. Jak  na zbliżające się lato ten dzień jest zimny i ponury, nad moją głową skumulowały się ciemne chmury grożące deszczem. Jednak mało mnie to obchodziło, chcę żeby on tu był, chcę żeby usiadł obok mnie przyciągną do siebie i powiedział że wszystko będzie dobrze, że będzie dobrze i wszystko się ułoży, że wróci. Chcę żeby pocałował mnie w czubek głowy tak jak robił to zawsze. Jednak wiem że nic takiego się nie wydarzy, on nie przyjdzie tutaj, nie wróci do mnie. Obcierając łzy rękawem swetra postawiłam nogi na ziemi po czym wstałam i zaczęłam iść alejkami. Patrzyłam jak szczęśliwi ludzie przechadzają się trzymając za ręce i śmiejąc się, widziałam dwójkę starszych ludzi przytulonych do siebie. Mężczyzna obejmował ramieniem starszą kobietę a ona wtulała się w jego ramie patrząc na niego z miłością. Przyspieszyłam wymijając ich, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Po prostu chcę otulić się ciepłym kocem i płakać w poduszkę jak robię to już od tygodnia. Mama wiele razy przychodziła do mnie martwiąc się jednak nie byłam i nie jestem w stanie powiedzieć jej co się dzieje, po prostu nie dam rady tego zrobić.
Gdy tylko przekroczyłam próg domu zdjęłam trampki i pobiegłam do pokoju. Telefon ciągle milczał, a gdy przychodziła jakaś wiadomość nadzieja rosła, a później przychodziło rozczarowanie. Nigdy nie zadzwoni. Szczebiocze moja podświadomość. Nie jesteś tego warta. Nie wytrzymałam, podniosłam się z łóżka idąc do łazienki. Nie robiłam tego od tak dawna.. Tak odkąd pojawił się Justin, ale jego już nie ma i nie będzie. Prycha podświadomość. Gdy tylko znalazłam się w łazience zamknęłam ją upewniając się że nikt nie wejdzie po czym sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni. Mały przedmiot pobłyskiwał w świetle, szybko podciągnęłam rękaw przyciskając ostrze trochę poniżej łokcia. Szkarłatna ciecz zaczęła sączyć się z paru ran. Sięgnęłam do apteczki pod zlewem i wyciągnęłam z niej wodę utlenioną, wacik i bandaż. Gdy tylko upewniłam się że nie wda się zakażenie owinęłam rany bandażem.


                                                                               ~.~


- Chodź czas się zabawić, nie możesz się tak załamywać. - Lily radośnie piszczy kiedy widzi efekt swojej pracy. Tak zdecydowanie to najbardziej irytująca osoba jaką znam.
- Naprawdę muszę? - mówię zrezygnowana.
- Tak, nie wymigasz się. Chodź. - pociągnęła mnie przez salon jej domu, a zatrzymałyśmy się dopiero przy samochodzie. - Shawn robi imprezę z okazji zakończenia szkoły. Dziewczyno to już nasz ostatni rok w tej szkole, trzeba to uczcić! - powiedziała po czym wsiadła do samochodu. Poszłam w ślad za nią usadowiając się na skórzanym siedzeniu jej audi. Nic nie powiedziałam.
Po 15 minutach byłyśmy już pod domem Shawna, przed nami rozpościerał się ogromny biały dom, a mówiąc ogromny mam na myśli olbrzymi. Muzyka dudniła a ludzie wchodzili i wychodzili. Gdy tylko weszłyśmy do środka uderzył mnie zapach alkoholu, potu i tytoniu. Po niektórych było widać że są naćpani. Lily pociągnęła mnie do baru, tak ten chłopak ma cholery bar w domu. Smukły szatyn krzątał się za nim robiąc drinki.
- Dwa razy martini! - Lily krzyknęła mu na ucho aby usłyszał ją przez hałas. Chłopak tylko kiwną głową i zaczął robić nasze drinki.
Po chwili martini stałą już przede mną. Pośród cieczy pływały też oliwki. Przekułam jedną patyczkiem na którego końcu przytwierdzona była mała parasolka i wzięłam ją do buzi. Pycha. Szybkim duszkiem wypiłam całą zawartość i pokazałam barmanowi aby podał mi drugi raz to samo. Moze to faktycznie mi pomoże? Chociaż na chwilę będe mogła zapomnieć.
- Hola spokojnie, nie chcemy żebyś nam tu odleciała. - zaśmiała się kiedy piłam już trzecie martini. - Chcesz coś mocniejszego?
Puściłam mimo uszu pierwszy komentarz po czym skinęłam że chcę coś mocniejszego. Czułam jak alkohol lekko uderza mi do głowy. 
Chwile potem barman postawił przed nami shoty. Spojrzałam na Lily na co ona wzruszyła tylko ramionami.
-Tylko powoli. - ostrzegła.
Wzięłam pierwszego do ręki po czym przytknęłam do ust i przechylając głowę do tyłu wypiłam. Zakaszlałam łapiąc w ręce sok stojący obok. Gdy przyzwyczaiłam się do gorzkiej cieczy reszta poszła szybko. Chwile potem przed nami stały puste kieliszki. Alkohol buzował we mnie, w głowie zaczynało mi się kręcić. Obie zaczęłyśmy się śmiać z siebie nawzajem. Szłyśmy na parkiet lekko się zataczając i chichocząc przy tym. W głośnikach zabrzmiała Beyonce no co radośnie zapiszczałyśmy i ruszyłyśmy na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć w rytm muzyki. Po chwili poczułam jak ktoś kładzie ręce na mojej talii i porusza się razem ze mną. Obróciłam się w stronę tej osoby a przede mną stał wysoki blondyn o pięknych zielonych oczach. Na pierwszy rzut oka było widać że dużo ćwiczy. Alkohol nadal we mnie buzował, umysł bym przyćmiony przez sporą dawkę. Zaczęłam się poruszać w rym muzyki zarzucając mu ręce na szyje. Chłopak przyciągną mnie do siebie jeszcze bliżej i zaczął składać pocałunki na szyi. Zachichotałam bo jego lekki zarost zaczął mnie łaskotać. Jego ręce schodziły coraz niżej aż dotarły do mojej pupy którą lekko ścisnął. Gdy piosenka dobiegła końca nieznajomy nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku po czym zaczął przepychać się przez tłum osób tańczących do następnej piosenki.
- Chcesz czegoś spróbować? - zapytał gdy zatrzymaliśmy się w progu domu. Blondyn wyją z kieszeni małą pigułkę po czym wziął ją do buzi popijając stojącym niedaleko nas piwem. - To ekstaza. - sięgnął do drugiej kieszeni wyjmując cały woreczek takich samych pigułek. Wyją jedną po czym podał mi ją. Wzięłam ją niepewnie do ręki. Chłopak podał mi piwo zachęcając do wzięcia tabletki. Prawdopodobnie nigdy bym się na to nie odważyła, ale byłam całkowicie pijana i cóż miałam wszystko gdzieś. Położyłam tabletkę na języki po czym popiłam ją piwem.

                                              
                                                                        ~.~


Te tabletki dały mi niezłego kopa, tańczyłam na barze śmiejąc się w rytm muzyki. Spora grupka stała i wiwatowała mi dzięki czemu nakręcałam się jeszcze bardziej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając przyjaciółki, po chwili zlokalizowałam ją przedzierającą się przez tłum gapiów w moją stronę. Gdy tylko dotarła pod bar krzyczała do mnie abym zeszła z niego dla własnego dobra. Pokręciłam do niej głową śmiejąc się z jej miny, była wyraźnie nie zadowolona. Założyła ręce na piersi i kręciła na mnie głową.
- ZEJDŹ STAMTĄD! - krzyknęła zagłuszając muzykę.
Wydymając wargę powoli zeszłam żeby stanąć z nią twarzą w twarz. Minę miała komiczną. Powiedzieć że była zła byłoby nieporozumieniem, była wściekła. Już miała mi wygłaszać wykład kiedy oparłam się o blat baru. Było mi strasznie słabo i byłam pewna że w tej chwili byłam blada jak ściana. Chwile potem słyszałam już tylko niewyraźne dźwięki i krzyk mojej przyjaciółki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I mamy następny rozdział. Przepraszam za błąd w poprzednim rozdziale, już go poprawiłam. Po prost źle wpisałam numer rozdziału.
Bardzo was proszę komentujcie, to jest naprawdę duża motywacja dla mnie.
Mam nadzieję ze wam się podoba.
Przepraszam za wszystkie błędy, rozdział nie jest sprawdzony.

3 komentarze: