sobota, 13 września 2014

Rozdział 35

Justin POV:

Jedyne co widzę to zapadającą ciemność, nie mogę się poruszyć, jestem uwięziony we własnym ciele. Słyszę krzyki, nie mogę ich zrozumieć. Mam wrażenie że dochodzą z bardzo daleka. Czuję jakbym toną, nie mogę zrobić nic aby wypłynąć na powierzchnię, nie mogę złapać się niczego, po prostu opadam na dno. Myślę o ludziach których kocham, o mojej rodzinie, o Caitlin. Czy są tutaj? Gdziekolwiek to tutaj jest? Wspomnienia zaczęły powracać. Lucas, strzał, ojciec, wypadek, eksplozja. Czy ja umieram? Wszystko na to wskazuje. Nie powiedziałem tego czego chciałem powiedzieć najbliższym, nie powiedziałem im jak bardzo ich kocham i jak bardzo jest mi przykro, przeprosić za każdą krzywdę którą im wyrządziłem. Wiem że nie jestem idealnym synem, bratem i chłopakiem, ale ich kocham. A chyba to się liczy, prawda? Nie powiedziałem im tego, nie zdążyłem. Mam nadzieję że w kieszeni mojej kurtki znajdą list do Caitlin. W nim wyjaśniłem jej wszystko, dlaczego z nią zerwałem, dlaczego nie możemy być razem, dlaczego wyjechałem. To znaczy wysłałbym jej ten list gdybym wyjechał, co się nie stało. Mam nadzieję że go przeczyta i zrozumie jak bardzo ją kocham, chcę ją chronić przed całym złem tego świata, ale nie mogę, nie jeśli byłaby ze mną. Ja jestem złem jej świata, przy mnie byłaby w niebezpieczeństwie, a nie mogę jej tego zrobić. Nie mam dłużej siły walczyć z ciemnością, nie mam siły dłużej walczyć o chodź by trochę świadomości o tym co dzieję się naokoło mnie. Poddaję się ciemności która pochłania mnie w całości.

Caitlin POV:

Lekarz oświadczył nam że stan Justina jest krytyczny, ale na razie stabilny. O wszystkim zadecydują następne 24 godziny. Ma wiele poważnych urazów. Połamane żebra przebiły mu płuco. Musieli usnąć mu śledzionę, ponieważ mogła wywołać krwotok, bo była uszkodzona przez kulę która tkwiła w jego brzuchu. Mogłabym wymieniać jeszcze wiele innych urazów, jak złamana ręka i noga, ale nie spamiętałam wszystkiego co powiedział lekarz.Na szczęście nie doznał urazu głowy, bo to byłby koniec. Wszystko we mnie pękało, cały świat zawalił mi się na głowę. Osoba która tak wiele znaczyła dla mnie, którą kocham i byłabym gotowa oddać za nią własne życie właśnie o nie walczy, a ja nie mogę zrobić nic aby jej pomóc. Mogę jedynie czekać i modlić się aby wszystko było dobrze.
Godziny mijały a ja wciąż siedziałam w poczekalni, nie mogłam wejść jak dotąd do Justina, na razie poszły tam Jazmyn z Pattie. Zmęczenie ogarniało całe moje ciało, powoli przysypiałam na krześle na którym siedziałam. Wybudziły mnie jednak wibracje telefonu. Sięgnęłam do torebki wygrzebując z niej urządzenie po czym przesuwając palcem po ekranie odebrałam nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Słucham? - powiedziałam do słuchawki tłumiąc ziewnięcie.
- Boże Caitlin dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?! - usłyszałam krzyk Lily w słuchawce - O wszystkim muszę dowiadywać się od osób trzecich?! Dlaczego nie powiedziałaś że wypisujesz się ze szpitala na własne żądanie i to jeszcze w środku nocy? Cholera, dlaczego to zrobiłaś, do tego nie informując ani mnie, ani twojej mamy? - nadal krzyczała, jak dalej tak będzie to ogłuchnę na jedno ucho.
- Przepraszam wyleciało mi z głowy. - chrząknęłam.
- Obyś miała dobry powód, bo inaczej...
- Justin jest w szpitalu, miał wypadek. - powiedziałam na jednym wdechu przerywając jej.
- Zaraz tam będę. Gdzie leży? - po jej głosie mogła poznać że była w szoku, ale usłyszałam też że była zmartwiona.
- Na OIOM'ie. - głos zaczynał mi się łamać przez napływającą do oczu nową falę łez.
- O Boże, zraz tam będę. - po tych słowach usłyszałam charakterystyczny sygnał rozłączającego się połączenia.
Spojrzałam na zegarek wyświetlający się na tapecie mojego telefonu, dochodziła dziesiąta rano. Nie mogłam oderwać wzrok od tapety, byliśmy na nim razem. Justin uśmiechał się do aparatu, a ja byłam wtulona w niego śmiejąc się. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, palcem obrysowałam jego twarz na ekranie telefonu.
- Caitlin? - uniosłam głowę znad telefonu aby dostrzec wychodzącą Jazmyn i Pattie. Ich oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. - Możesz do niego wejść. 
Szybko wstałam z krzesła ocierając rękawem swetra policzki. Schowałam telefon do torebki zawieszając ją sobie na ramieniu. Skinęłam głową w podziękowaniu, nie dałam rady niczego z siebie wydusić. Gdybym to zrobiła zaniosłabym się płaczem i nie mogła uspokoić, a wtedy nie wpuściliby mnie do niego. Mijając je pociągnęłam za klamkę drzwi prowadzących na oddział. Przeszłam obok recepcji pytając pielęgniarki w podeszłym wieku w której sali leży Justin, gdy tylko podała mi numer ruszyłam w stronę sali 216. Z każdym krokiem moje nogi stawały się coraz cięższe, jak gdyby ktoś przyczepił do nich stukilogramowe odważniki. Niedługo potem stanęłam przed drzwiami do sali Justina. Drżącą ręką pociągnęłam za klamkę, gdy tylko drzwi się otworzyły weszłam do środka. Sala była sterylnie czysta, na środku stało łóżko, a obok niego stało wiele urządzeń mierzących parametry życiowe. Gdy mój wzrok przeniósł się na chłopaka leżącego na łóżku moje serce stanęło, a oddech uwiązł w gardle. Justin leżał pod sterylnie białą pościelą, do jego ciała przypięte było powiedziałabym miliony rurek. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała w normalnym tępię, domyśliłam się że to dzięki rurce wsadzonej w jego usta, ona pomagała mu oddychać. Chwiejnymi nogami podeszłam do łóżka. Złapałam dłoń chłopaka, była taka zimna. Jego twarz wydawała się spokojna, jego zawsze lekko zaróżowione policzki teraz były blade, a idealne wargi spierzchnięte. Postawiłam torebkę obok nóg łóżka a sama przysunęłam sobie niedaleko stojące krzesło. Nowe łzy formowały się pod moimi powiekami kiedy trzymałam jego zimną dłoń. Cichy szloch wydobył się z moich ust kiedy przyłożyłam nasze złączone dłonie do czoła.
- Tak bardzo cię kocham Justin, proszę nie zostawiaj mnie. - mój płacz odbijał się od ścian sali, nie mogłam dłużej powstrzymywać łez, nie dałam rady.
Gdy trochę się uspokoiłam do sali weszła pielęgniarka. Zaczęła sprawdzać wszystkie urządzenia.
- Czy wszystko jest w porządku? - zapytałam zachrypniętym od płaczu głosu.
- Tak, proszę się nie martwić. To silny młody człowiek, wyjdzie z tego. - uśmiechnęła się do mnie ciepło, co niezdarnie odwzajemniłam.
Gdy zaczęła kierować się do wyjścia coś przyszło mi do głowy.
- Czy on mnie słyszy? - zapytałam ledwo słyszalnie, jednak gdy zauważyłam że pielęgniarka odwraca się w moją stronę zdałam sobie sprawę że usłyszała moje pytanie.
- To możliwe. - skinęła - Proszę do niego mówić, musi wiedzieć że nie jest sam. - ponownie się do mnie uśmiechnęła po czym opuściła salę.
Po chwili namysłu zaczęłam mówić do nieprzytomnego chłopaka.
- Ta miła pielęgniarka powiedziała że możesz mnie słyszeć. - uśmiechnęłam się przez łzy - Chcę żebyś wiedział że tu jestem Justin, jestem i nigdzie się nie ruszę. Będziesz musiał znosić moje towarzystwo. Potrafię się rozgadać, co powinieneś już wiedzieć.- nastała chwila ciszy - Pamiętasz gdy zabrałeś mnie nad jezioro? Jechaliśmy tam z trzy godziny ale było warto. To miejsce wyglądało magicznie.

*memory*

- Gdzie jedziemy? - zapytałam rozglądając się w poszukiwaniu czegoś co mogłaby mi dać jakąś wskazówkę gdzie się udajemy. Jednak nic takiego nie znalazłam, wokół nas były tylko drzewa.
- Dowiesz się gdy dojedziemy. - uśmiechnął się do mnie odwracając na chwilę głowę od jezdni. 
- W takim razie, daleko jeszcze? - niemal podskoczyłam na siedzeniu. Jedziemy już dwie i pół godziny, a ja wciąż zadaję chłopakowi te same pytania. 
- Nie, już niedaleko. - zaśmiał się melodyjnie, po czym złapał moją rękę wolną dłonią splatając nasze palce razem, drugą trzymał na kierownicy. 
Miał rację po jakichś dwudziestu minutach zaparkował na piaszczystym terenie. Justin wysiadł z samochodu po czym obszedł  go i otworzył mi drzwi.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam znowu się rozglądając. 
- Chodź. - złapał mnie za rękę po czym zaczął prowadzić w stronę niewielkiego lasku. Kiedy tylko przeszliśmy przez niego zaparło mi dech w piersiach. Przed moimi oczami rozpościerało się piękne jezioro, słońce odbijało się od tafli czystej wody. Miałam ochotę skakać i piszczeć ze szczęścia, to miejsce wyglądało przepięknie. Justin pociągnął mnie za sobą w stronę niewielkiego pomostu. Usiadł na nim zsuwając z nóg buty po czym wsadził je do wody odgarniając ją na boki. Poszłam jego śladem i zdjęłam swoje sandałki także mocząc nogi.
- Justin, tu jest przepięknie. - patrzyłam jak słońce zaczynało zachodzić za horyzont dając temu miejscu jeszcze piękniejszy wygląd. 
- Cieszę się że ci się podoba. - uśmiechnął się pochylając się i całując mnie w czubek nosa. Po tym słodkim geście wstał łapiąc za krańce swojej koszulki i przerzucił ją przez głowę, dzięki czemu miałam widok na jego umięśnioną klatkę piersiową. Czułam jak policzki zaczynają mi się czerwienić. Jesteśmy ze sobą już tyle czasu a ja nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. 
- Wykąpiemy się? - zapytał gotowy aby wskoczyć do wody. 
- Co? Nigdy! Nie chcę być mokra. - pokręciłam przecząco głową śmiejąc się z zawiedzionej miny chłopaka. 
Gdy tylko przestałam się śmiać zauważyłam błysk w oku chłopaka i szelmowski uśmieszek na jego ustach, zdecydowanie to zła wróżba dla mnie. Po chwili poczułam umięśnione ramię chłopaka pod moimi kolanami, natomiast drugie na placach. Zaczęłam krzyczeć i wiercić się w jego objęciach wiedząc co chce zrobić. Chwilę potem poczułam wodę pochłaniającą całe moje ciało. Gdy tylko wydostałam się nad tafle wody zgarnęłam mokre kosmyki włosów i spojrzałam wrogo na chłopaka który zanosił się śmiechem. Uderzyłam ręką o wodę tak że odbiła się ona prosto w twarz Justina. Od razu przestał się śmiać i spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. 
- Tak chcesz się bawić? - uśmieszek znowu zagościł na jego ustach. 
Po sekundzie zaczęliśmy się nawzajem ochlapywać wodą śmiejąc się przy tym głośno. Justin podszedł do mnie po czym przerzucił mnie przez ramie i zaczął obracać się wokół własnej osi. Krzyczałam i śmiałam się, miałam idealny widok na plecy chłopaka. 

- Gdy wyszliśmy z wody dałeś mi swoją koszulkę bo trzęsłam się z zimna. Nadal mam ją w szafie. Najlepsze było to że pół drogi powrotnej musieliśmy iść pieszo bo zabrakło nam benzyny. - zaśmiałam się kręcąc głową na to wspomnienie.
Nagle wszystkie urządzenia zaczęły piszczeć, podniosłam się spanikowana z krzesła. Do sali wbiegły pielęgniarki i lekarze wypraszając mnie stamtąd. Wyszłam na korytarz przerażona złym obrotem spraw. Jeszcze raz rzuciłam torbą o ziemie załamując się całkowicie. Osunęłam się po ścianie podkulając kolana pod brodę.

Third-person perspective

Siedziała na szpitalnym korytarzu, ściskając dłonie tak, że kostki jej pobielały. Czuła strach, odbijał się on w okolicach serca, między żebrami. Kiedy wyszedł lekarz nie była w stanie opanować oddechu. Nie powiedział nic. Zdołał tylko pokręcić przecząco głową. Zrozumiała. Krzyk rozdzierał jej gardło, ból rani płuca. Idąc do jego sali potykała się o własne nogi, na prostej drodze nie była w stanie utrzymać równowagi. Leżał przykryty białą kołdrą, która tak cholernie kontrastowała z jego twarzą. Przytulała go, dotykała ust, nosa, dłoni. Zabijał ją chłód jego ciała. Położyła się obok, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Nie spała. Wciąż miała nadzieję, że pod jej uchem rozbrzmi echo bijącego serca.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

DRAMA!
No i jak? Podoba wam się? Spodziewaliście się tego?
Ostatnio dopadła mnie wena, dlatego są dodawane tak często w porównaniu do poprzednich.
Proszę zostawiajcie swoje opinię, to już naprawdę półmetek tego ff i bardzo mi na tym zależy.
Jeśli nie możesz dodać komentarza tutaj, wiem o tym ale to jest problem z blogspotem. Napisz go przynajmniej na moim ASKU
Rozdział nie jest sprawdzony.
Do następnego ;)

4 komentarze:

  1. Co raz bardziej boje sie tego co bedzie w następnych.... kocham to ff

    OdpowiedzUsuń
  2. justin, prosze wstań i powiedz ze to żart! Musisz żyć! Chcę już nastepny rozdział !

    OdpowiedzUsuń