czwartek, 18 września 2014

Rozdział 36

Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem 

 Justin POV:

- Walcz! - głos rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu, obróciłem się dookoła na piętach, widziałem tylko białe światło, wszędzie biel. Spojrzałem na siebie, byłem ubrany w spodnie khaki i biały sweter w serek z guzikami na klatce piersiowej, byłem boso.
- Gdzie jestem? - zapytałem bardziej do siebie. Chwila.. szybko podniosłem sweter do góry na wysokość żeber, po ranie nie było nawet śladu. Co jest do cholery?! Po opuszczeniu swetra znowu się rozejrzałem. Niedaleko ode mnie zobaczyłem postać zbliżającą się do mnie, na początku nie rozpoznałem kto kto, ale gdy tylko to do mnie dotarło czułem niemal jak szczęka uderza mi o podłogę.
- Jaxon? - szepnąłem zszokowany.
- Cześć bracie. - blondyn staną przede mną szeroko się uśmiechając, wyglądał tak samo jak kiedy po raz ostatni go widziałem. Zarysowana szczęka, prosty nos, brązowe oczy, pulchne usta, włosy lekko opadały mu na czoło jak zwykle zmierzwione. Był ode mnie wyższy o pół głowy.
- Jak... skąd ty tu... - nie umiałem złożyć jednego zdania.
- Jestem tu po to żeby ci pomóc Justin. - odpowiedział ze stoickim spokojem wzruszając tylko ramionami.
- Przepraszam. - pokręciłem głową. 
- Za co? - zmarszczył brwi bacznie mi się przyglądając.
- To moja wina. - spuściłem wzrok na moje bose stopy.
- Justin, - westchnął - to nigdy nie była i nie jest twoja wina, sam dokonałem tego wyboru i sam wsiadłem do tego cholernego samochodu. Nawet nie próbuj się za to obwiniać. - załapał mnie za ramiona potrząsając mną tak żebym podniósł na niego wzroku.
- Co ja tu tak właściwie robię? Gdzie jesteśmy? - dezorientacja, tak to właściwe słowo żeby opisać jak się teraz czuję.
- Jesteśmy pomiędzy Justin, pomiędzy życiem a śmiercią. W tej chwili walczysz o życie. - spojrzał na mnie poważnie.
- Chwila, co? - uniosłem zszokowany brwi.
- To twoja decyzja Justin, możesz zostać tutaj ze mną, lub wrócić tam i żyć.
- Ale...
- Nie ma żadnych 'ale' Justin, musisz podjąć decyzję i mam nadzieję że wybierzesz właściwie. Chodź pokażę Ci coś. - skinął abym poszedł za nim.
Chwilę później byliśmy w jakiejś sali, rozejrzałem się dookoła analizując gdzie jesteśmy aż zobaczyłem siebie. Leżę na szpitalnym łóżku, monitory pokazują że moje serce stanęło. Obok mojego ciała leży zwinięta w kulkę postać tuląca się do mnie. Słyszę szloch dobywający się z jej gardła gdy unosi głowę zamieram. Caitlin patrzy na moją twarz dotykając delikatnie policzka.
- Justin błagam wróć do mnie, b-bez ciebie nie dam sobie rady. - zaczyna płakać jeszcze mocniej trzymając w dłoniach moją szpitalną koszulę. - Błagam.
- Czy ja umarłem? - zapytałem patrząc na rozgrywającą się przede mną scenę.
- To zależy od ciebie, możesz tam wrócić. Tak jak powiedziałem wcześniej to twój wybór.
- Kocham Cię tak bardzo, błagam nie zostawiaj mnie. - znowu słyszę szloch Caitlin, serce ściska mi się na ten widok.
- Ja też Cię kocham Caitlin. - szepczę ledwie słyszalnie.
Sekundę później znowu znajdujemy się w tym miejscu gdzie byliśmy wcześniej, patrzę na brata który stoi naprzeciwko mnie i spokojnie czeka. Coś we mnie pękło wszystkie uczucia wystrzeliły we mnie, szybko pokonałem dzielącą nas odległość i owinąłem wokół niego moje ramiona, tak bardzo za nim tęskniłem.
- Tęskniłem za tobą Jaxon. - wychrypiałem.
- Ja za tobą też Justin, ja też. - poklepał mnie po plecach odsuwając od siebie. - Czas się kończy bracie, musisz dokonać wyboru.

Caitlin POV:

Leżę obok jego zimnego ciała zaciągając się jego zapachem, chcę go zapamiętać, chcę zapamiętać go takim jakim był. Justinem, moim Justinem. Szloch ciągle wychodzi z mojego gardła, łzy nie przestają płynąć. Leżę obok niego błagając aby wrócił. Czuję jak serce pęka mi na milion kawałków, już nigdy nie usłyszę jego pięknego śmiechu, już nigdy nie zobaczę jego pięknych tęczówek, już nigdy nie powie do mnie 'kochanie', już nigdy nie poczuję jego ust na moich, już nigdy nie zabierze mnie w te wszystkie miejsca, już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy nie poczuję jego silnych ramion oplatających moją drobną talię, już nigdy nie poczuję ciepła jego ciała, już nigdy więcej nie zobaczę Justina. Czuję jak płuca płoną mi z braku powietrza, zaczyna kręcić mi się w głowie. Nie mogę teraz zemdleć, nie teraz. Staram się uspokoić oddech.
Przed oczami zaczęły przelatywać mi nasze wspólnie spędzone chwile.


- Gdzie się tak wystroiłaś? Mieliśmy oglądać film.
- Chciałam ładnie wyglądać. Nie będę siedziała w dresach.
- Ale ja lubię Cię w dresach i tym rozciągniętym sweterku, wtedy wyglądasz najpiękniej.
- Tak i ludzie uciekają ode mnie.
- I dobrze wtedy jesteś najpiękniejsza i tylko moja.


Podniósł wzrok znad zeszytu posyłając mi uśmiech. Zamierzyłam się i delikatnie szturchnęłam go nogą w piszczel. - Przestań. - syknęłam robiąc żałosną minę. Zaczął się śmiać, a zirytowana naszym zachowaniem nauczycielka w końcu zapytała czy może chcemy wyjść na chwilę i załatwić sprawy niezwiązane z lekcją. - Nie trzeba. - odpowiedziałam jej automatycznie zaciskając mocniej palce na długopisie. - Trzeba, chodź. - złapał mnie za rękę i wyciągnął szybko z klasy dziękując chemiczce i zapewniając, że za minutkę jesteśmy. Zamykając drzwi objął mnie w pasie i pocałował szybko. - Uwielbiam Cię – zagadnął . I był tylko On, miękkie kolana, zapach środku do mycia podłogi w powietrzu i długopis który wciąż zaciskałam w dłoni. - Już, proszę pani. Sama chemia. - stwierdził przepuszczając mnie chwilę potem w drzwiach, z szerokim uśmiechem na widok moich roztrzepanych włosów.

 Leżałam nadal wtulona w jego zimne ciało, a tysiące wspomnień przelatywało mi przed oczami. Łzy nie chciały przestać płynąć.
- Wróć do mnie Justin. - szlochałam mocząc jego koszulę. 
Patrzyłam jak pielęgniarki przechodzące obok sali patrzą na mnie ze współczuciem szepcząc coś do siebie. Nie zwracałam na to uwagi, byłam tylko ja i on, nikt więcej. Błagałam Boga aby mi go zwrócił, błagałam aby zabrał mnie, ale nie jego. Nie zniosę tego cierpienia. 
Położyłam głowę na jego nieruchomej klatce piersiowej, czułam jak ogarnia mnie zmęczenie. Oczy delikatnie zaczęły mi się zamykać kiedy w pewnym momencie na monitorze obok zamiast prostej linii wskazującej na to że serce przestało bić zaczęły pojawiać się zygzaki. Przyłożyłam głowę tam gdzie powinno być serce, a to co usłyszałam zaparło mi dech w piersiach. Jego serce biło. 
Szybko poderwałam się z łóżka i biegiem ruszyłam przez salę na korytarz.
- Lekarz! Potrzebny jest lekarz! - krzyczałam ile sił w płucach.
Chwilę potem w sali pojawił się lekarz z gromadą pielęgniarek, zaskoczenie na ich twarzach było widoczne gołym okiem. Szybko zaczęli badać Justina i jego parametry życiowe. 
Po wyjściu lekarza i uświadomieniu mi że Justin żyje, jak on to stwierdził 'cudem', zaczął tłumaczyć mi różne lekarskie diagnostyki których wcale nie rozumiałam. Łzy nadal płynęły mi po policzkach, jednak teraz były one łzami szczęścia. Została już tylko jedna pielęgniarka, ta sama którą widziałam wcześniej. Gdy skończyła sprawdzać wszystkie urządzenia podeszła do mnie. 
- Musiał mocno chcieć tu wrócić. - pielęgniarka spojrzała na mnie uśmiechając się delikatnie po czym zniknęła za drzwiami sali.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następny rozdział to będzie epilog. 
Proszę zróbcie mi tą przyjemność i skomentujcie ten rozdział. Jeśli nie możecie napisać go tutaj napiszcie go na moim ASKU 
To jedyne o co was proszę, chcę znać waszą opinię. 
Druga sprawa jest taka że mam pomysł na następne ff, mam już napisany prolog. Moje pytanie jest takie czy ktoś czytałby to ff? Chcielibyście przeczytać prolog? Jeśli tak mogę dodać go pod epilogiem. Muszę wiedzieć czy ma to jakikolwiek sens że będę go pisać. Więc napiszcie mi czy chcielibyście tego. 
Na dzisiaj to wszystko. Dziękuję wszystkim którzy to przeczytali i nie pominęli tego. 
Do następnego :)

4 komentarze:

  1. Mam łzy w oczach ale omg! On żyje! Justin żyje! ndfgidfhdfuhds I ja chętnie zacznę czytać twoje drugie ff! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. moj justin zyje, tak cholernie sie ciesze! Mam łzy w oczach:( piekny rozdzial jak zwykle

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju. Płacze. Bałam się, że on umrze. Tak z chęcią zacznę czytać drugie ff 💚

    OdpowiedzUsuń